Stereotypy związane z płcią to temat, o którym się dziś bardzo dużo mówi i pisze. Także na blogach dla rodziców. Nowoczesne świadome mamy zdecydowanie walczą z takimi pojęciami jak „idealna dziewczyna” i „idealny chłopak”. Nie chcą, żeby ich dzieciom wmawiano, że się do czegoś – tylko z racji na płeć – nie nadają. To bardzo dobrze, że mamy coraz większą świadomość, jak krzywdzące bywa szufladkowanie dzieci. Problem w tym, że ta świadomość czasem przeradza się w przesadny lęk przed „kobiecością” i „męskością”. Boimy się w ogóle określać jakieś cechy jako typowe dla którejś płci. I zaczynamy bać się takich „typowych” cech. Z jakiegoś powodu częściej obawiamy się tych typowo dziewczęcych. Dziś napiszę Wam o tym, dlaczego mnie nie martwi dziewczyńskość Bobaski.
O balu karnawałowym z Elzami
Karnawał za nami. Pierwszy przedszkolny bal przebierańców Bobaski zaliczony 🙂 Bobaska była królową Arendelle. Dla nieobeznanych w temacie – Elzą z Krainy Lodu. Za Elzę przebrane były również wszystkie prawie pozostałe dziewczynki. Kilka dni wcześniej jedna z mam chwaliła się, że udało jej się jeszcze „uchronić córkę przed szałem na księżniczki”. Młoda miała być biedronką. W dniu balu okazało się jednak, że w ostatniej chwili namówiła mamę, żeby przebrała ją za Elzę 😉
Tak więc szał jest. Dziewczyny na okrągło bawią się w Krainę Lodu, śpiewają piosenki z filmu, przebierają się w przedszkolne tiule i robią sobie fryzury. Stroją się w dziecięcą biżuterię i przyklejają sobie papierowe kolczyki. Błyszczące oczywiście. Krótko mówiąc, robią wszystko to, co mieści się w zwalczanym przez nowoczesne mamy stereotypie. Są „dziewczyńskie” do bólu.
„Idealna dziewczyna”
Czemu niektóre mamy obawiają się szału na księżniczki? Część pewnie dlatego, że to kicz i sztampa. Przede wszystkim jednak z tego powodu, że nie chcą, żeby ich córki starały się na siłę wpasowywać w jakiś „ideał dziewczynki”. Dziewczynki, co to ubiera się w sukienki, bawi lalkami, opiekuje młodszymi dziećmi i chce być księżniczką. Chcą im pokazać, że wcale nie muszą tego wszystkiego robić.
Ja też dostaję szału, jak ktoś komentuje zachowania mojej Bobaski, mówiąc, że „dziewczynka to musi…”. Musi być grzeczna, tańczyć, chodzić pięknie uczesana, pozować do zdjęć, ładnie się uśmiechać i inne takie. Mam wtedy w głowie jedno wielkie, wściekłe, pulsujące: „NIC NIE MUSI!!!”. Nie chcę uczyć swojej córki, że ma być potulna i robić zawsze to, czego inni od niej oczekują. Próbuję ją wychować na mądrą, pewną siebie kobietę, która będzie wiedziała, czego chce, w czym jest dobra i, co ją interesuje. I sama będzie potrafiła zdecydować, co musi lub powinna robić. To trudne zadanie dla rodziców. Czy jednak Elza mogłaby mi w tym przeszkodzić? 😉
Czemu „dziewczyńskość” jest podejrzana?
Na kobietach wciąż bardzo ciążą społeczne uprzedzenia. Podkopują naszą pewność siebie i obniżają ambicję. Badania pokazują, że już młode dziewczynki są mniej pewne swoich możliwości intelektualnych niż ich rówieśnicy płci przeciwnej. W starszym wieku boją się wybierać ścisłe kierunki studiów. Są do tego skutecznie zniechęcane przez otoczenie, w którym wciąż obecne jest przekonanie, że kobiety się do tego nie nadają.
O ile jednak czytacie ten tekst, to najpewniej nie należycie do grupy, której dotyczy ten problem. Tak zwani „świadomi rodzice” – czyli ci, co wchodzą na tego typu blogi 😉 – zwykle zwracają na te kwestie wiele uwagi. Serio, znacie osobiście jakiegoś młodego i myślącego tatę lub mamę, którzy wmawialiby swoim córkom, że się nie umywają intelektualnie do facetów? I w związku z tym lepiej, żeby za dużo nie czytały tylko zajęły się gotowaniem? Ja nie.
Znam za to mamy, co się strasznie boją księżniczek, brokatów, tiuli, lalek i zabawy w gotowanie. Wolałyby, żeby ich córki w ogóle się takimi rzeczami nie interesowały. Niech lepiej bawią się klockami lego i zestawem małego chemika. Niech nie dadzą się wciągnąć w „szał na księżniczki”. Księżniczki i brokat są kiczowate i zupełnie nie służą rozwojowi dziecka. A dziewczynka, która się nimi interesuje może sama wyrosnąć na księżniczkę, co będzie pół życia spędzać przed lustrem, a drugie pół u kosmetyczki. Albo na kurę domową, pozbawioną wszelkich ambicji i własnego zdania. W jednym i drugim wypadku – na kogoś, kto poczucie własnej wartości buduje na tym, co powiedzą inni.
Nowe oblicze starego stereotypu
W 2016 roku przeprowadzono bardzo ciekawe badanie (znajdziecie je TUTAJ). Polegało ono na tym, że pokazywano ludziom fotografie osób wykładających na ścisłych kierunkach amerykańskich uniwersytetów. Osobom badanym powiedziano, że część tych fotografii przedstawia naukowców, a część nauczycieli szkół podstawowych. Ich zadaniem było wskazanie, kto według nich należy do pierwszej, a kto do drugiej grupy. Mieli też ocenić atrakcyjność osób na fotografiach. Okazało się, że kobiety uznawane za bardziej atrakcyjne rzadziej klasyfikowane były jako pracownicy naukowi.
Co wynika z tego badania? To, że jesteśmy w stanie docenić intelekt kobiety pod warunkiem, że nie posiada ona cech postrzeganych jako typowo kobiece. Temu stereotypowi hołdują w moim przekonaniu mamy, które boją się „dziewczyńskości” swoich córek. Jakby Psi Patrol, plastikowe samochody albo transformersy były bardziej rozwijające niż lalki i strój księżniczki. Nie są. Istnieją, oczywiście, mniej i bardziej mądre zabawki. Nie zależy to jednak w żaden sposób od tego, czy są „chłopięce” czy „dziewczęce”.
Najbardziej księżniczkowa dziewczynka, jaką znam
W czasie, kiedy przygotowuję ten wpis, pisze do mnie przyjaciółka. Radzi się w sprawie prezentu urodzinowego dla Bobaski. Swoje typy uzasadnia stwierdzeniem, że Bobaska to „najbardziej księżniczkowa dziewczynka, jaką zna”;) No cóż, coś w tym jest 😉
Bobaska, jak tylko dostała strój Elzy, kilka dni przed balem, kazała go sobie założyć. A po włożeniu natychmiast zmieniła jej się mina – na bardzo, bardzo ważną. Była dumna jak nie wiem. I absolutnie sobą zachwycona. Chodziła z podniesioną głową. Co chwilę podbiegała do lustra, żeby się przejrzeć. I oglądała się z każdej strony. Chodziła w sukni i koronie Elzy do wieczora. Z wielką niechęcią zdjęła je z siebie, żeby wejść do wanny. I od tej pory codziennie rano pytała, czy to już dziś jest bal 😉 Teraz jest już po balu, a Młoda i tak codziennie każe się ubierać w tę suknię.
Bobaska nie tylko chce być Elzą. Bobaska nie wychodzi z domu w spodniach. Dziewczynki chodzą w sukienkach i koniec. Ostatni raz próbowaliśmy ją przekonać, żeby założyła spodnie na dwór we wrześniu, w górach. Skończyło się gigantyczną awanturą. Ponad pół godziny płaczu, wrzasku, protestów.
Bobaska bawi się najchętniej w gotowanie, przygotowywanie balu lub podwieczorku albo w mamę. Opiekuje się lalami-dzidziusiami. Wozi je wózkiem, kąpie, układa do snu, śpiewa im kołysanki. Używa do zabawy nie tylko lalek, ale styl zabawy jest zawsze podobny. Hitem było, jak zaczęła się bawić samochodzikami. Duży samochód-mama karmił mały samochodzik piersią! 😉 Krótko mówiąc – dziewczyńskość na całego!
Każda Bobaska ma wiele twarzy
Bobaska nie ogląda wyłącznie Krainy Lodu. Ostatnio codziennie prosi, żeby jej włączać programy przyrodnicze. Uwielbia książki. Najróżniejsze. Ma bardzo bogate słownictwo i wielką przyjemność sprawia jej poznawanie nowych słów i zwrotów. Od dawna potrafi liczyć. Sprawnie radzi sobie z malowaniem, rysowaniem i innymi pracami plastycznymi. Chodzi po górach. Ma mnóstwo koleżanek w przeszkolu. Dogaduje się i ze starszymi i z młodszymi dziećmi. Krótko mówiąc – interesuje się wieloma rzeczami i w pełni prawidłowo i wszechstronnie się rozwija.
Każde dziecko podpatruje codzienne zachowania rodziców i wykonywane przez nich czynności. Dziewczynki częściej niż chłopcy inspirują się tymi „babskimi” sprawami. Jasne, że nie wszystkie i nie zawsze. Nie ma nic złego w tym, że niektóre dziewczynki nie lubią się bawić w gotowanie i w dom. Nie ma też jednak nic złego w tym, że wiele lubi. Zdarzyło Wam się poznać dziecko, które interesowałoby się wyłącznie księżniczkami i zabawą w dom? Jeśli tak to prawdopodobnie jego rodzice niewiele uwagi poświęcają jego rozwojowi. Jeśli pokazuje się dziecku różne rzeczy, uczy rozmaitych umiejętności, czyta książki i ogólnie poświęca mu czas to będzie ona najpewniej mieć szerokie zainteresowania.
Kobiety nie muszą wybierać pakietów
Bobaska jest w tej fantastycznej sytuacji, że nie ma jeszcze trzech lat i naprawdę niewiele musi. Przede wszystkim nie musi wybierać – czy chce być królową balu, czy przewodniczką górską czy Królikiem (ja wtedy jestem Puchatkiem). Jest tym wszystkim na raz. Każdego dnia. Codziennie może się wystroić, poczytać książkę, spotkać z koleżankami, urządzić przyjęcie, obejrzeć program przyrodniczy, doskonale zaopiekować dzieckiem, upiec ciasto, przeprowadzić eksperyment, „popracować” przy kompie (naśladuje tatę) i pogadać z rodzicami na filozoficzne tematy. Dorosłe kobiety mają już trochę trudniej – muszą wybierać. Czy przez tę godzinę, którą mam, napiszę artykuł, pomaluję paznokcie, posłucham webinaru, oddzwonię do koleżanki, posprzątam czy poczytam książkę?
Z drugiej strony jednak nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. To, że musimy wybierać, nie oznacza, że musimy brać cały „pakiet”. Największa i najbardziej szkodliwa fikcja, która stoi za stereotypami związanymi z płcią to są właśnie te „pakiety”. Pakiet ” pani profesor” zawiera inteligencję oraz kompletny brak atrakcyjności. Z kolei pakiet „mama” to opiekuńczość oraz brak własnego życia, zdania i wiedzy o świecie zewnętrznym (czyli czymkolwiek, co dzieje się poza naszym domem). „Księżniczkowa dziewczynka” to sukienka, lalki i brak innych zainteresowań.
Drogie mamy, nie bójcie się księżniczek!
Ja się nie boję, że będę musiała wybrać dla Bobaski któryś z pakietów. Bo jestem przekonana, że pani profesor nie musi być brzydka i nosić starej, znoszonej beżowej garsonki. Może być zadbana, pomalowana, a nawet seksowna. Tak samo jak mama, która decyduje się zostać z dziećmi w domu nie musi być pozbawioną ambicji kurą domową. A kobieta, która robi karierę zawodową nie musi być egoistyczna i pozbawiona uczuć rodzinnych. Idealna dziewczyna nie istnieje, ale istnieją naprawdę fajne kobiety, które potrafią z powodzeniem pełnić kilka ról społecznych i godzić wiele obowiązków.
Nie ma sensu chować córkom lalek i tłumić ich „dziewczyńskość”. Lepiej proponować im ciekawe aktywności i podążać za tym, co je interesuje. Nawet jeśli to czasem z pozoru nie jest super-ekstra pouczające. Nie każda zabawa musi rozwijać umiejętność logicznego myślenia. „Dziewczyńskie” zabawy rozwijają empatię, pozwalają na wcielanie się w role, używanie nowopoznanych słów i zwrotów, uczą opiekuńczości. A takie cechy jak opiekuńczość i empatia w żadnym wypadku nie stoją w sprzeczności ze zdolnościami intelektualnymi.
A Wy macie w domu albo w rodzinie takie „dziewczyńskie dziewczynki”? Podoba Wam się to? Bawicie się z nimi w dom, przebieracie w tiule i pieczecie ciasteczka? Czy stawiacie raczej na Lego i gry planszowe?
fot. Jennifer Murray/pexels.com
U mnie jest chłopak, który uwielbia tramwaje i jest w tym uwielbieniu osamotniony. Nie zna się na ninjago czy supermanach, ale jakoś się wśród kolegów odnajduje 🙂
Jest za to wrażliwy i już nam się zdarza usłyszeć, ze nie powinnam go tyle przytulać, bo jets chłopcem. Cóż za absurd!
U mnie jest zupełnie inaczej, królują smoki, dinozaury a ostatnio dinomaszyny 😀 Lalki mogłyby nie istnieć. Bajki o ksiazniczkach nie przechodzą, mimo że ja bardzo chętnie bym je obejrzała (sama byłam fanką Arielki). Na bal karnawałowy dziewczę było przebrane za Białą Furię a opcja drugą był strój orki 🙂 Czy mnie to martwi? Nie 🙂 Taki typ i to jej decyzje. Jak kiedyś będzie chciała być Elzą chętnie zorganizuje jej odpowiedni strój a jak będzie chciała wiertarkę i młotek to też jej to załatwię 🙂 Ja w przedszkolu bardzo chciałam bawić się samochodzikami i parkingiem ale był on „tylko dla chłopcow”. Moja córka nie musi bawić się tym co jest „zgodne z normą” i bardzo mnie to cieszy 🙂
Ja niestety córki się nie doczekałam- dane chłopy. Ale pamiętam swoje dzieciństwo. Akurat byłam wybitnie niekalkowa, nieksiezniczkowa. I dotykałam się nie raz z niekorzystnymi uwagami, zamartwianiem jaka kiedyś będę matka dopiero nie lubię lalek a wręcz czasem z narzucaniem mi zabawy lalka, bo dziewczynki tak powinny. I bardzo cenię, że moi rodzice nigdy mnie do takich właśnie zachowań nie zmuszali i dzięki ich podejściu czułam się zupełnie normalna DZIEWCZYNa, która nie musi się dopasować. Także bardzo kibicuje podejściu przedstawionemu w tym poście. Bo okazuje się, że mimo że wolałam samochody i robaki udało mi się zostać mamą😉
Moja 3,5 letnia córeczka też była Elzą na balu. Historia kropka w kropkę, jak u Ciebie 🙂 Kim będzie w przyszłości? „Księżniczką i budowniczym domów. Takich, które nie zestarzeją się, nawet jak wy będziecie już starzy”. To jest rozmach!
Świetny plan! Sama jeszcze w podstawówce chciałam być lekarzem rodzinnym i detektywem (to drugie po godzinach;). Moim zdaniem to jest ekstra, że dzieciaki mają jeszcze ten komfort, że mogą mieć na raz masę różnych zainteresowań i „planów na przyszłość” 🙂 I o wszystkie na raz dbać. Jestem przekonana, że są mądrzejsze od nas przez to, że nie budują sobie takich dziwnych schematów. Im się bycie księżniczką w żaden sposób nie kłóci z budowaniem domów albo innymi technicznymi talentami.