Dziś mam dla Was trzeci i ostatni wpis o naszych ulubionych książkach dla niemowlaków (poprzednie dwa znajdziesz TU i TU). Tę część zostawiłam na koniec, bo tytuły, które chcę Wam pokazać są chyba najmniej uniwersalne – nie każdy bobas poniżej roku będzie w stanie się na nich skupić. Dlatego tym razem zacznę od dłuższego wprowadzenia, żeby Was przekonać, że książki o których tu mowa – choć nie dla każdego niemowlaka – są naprawdę świetną lekturą. Będzie o książkach “bez bajerów”. Takich, które mają ilustracje i tekst, ale nic się w nich nie rusza, nie przesuwa, ani nie wydaje odgłosów.
Po co w ogóle czytać niemowlakom książki bez bajerów?
No właśnie. Skoro tego typu książki dla niemowlaków mają mniej fanów niż te sensoryczne, dźwiękowe czy z przesuwanymi obrazkami, to dlaczego wymieniam je wśród hitów? Po pierwsze dlatego, że dla Bobaski faktycznie nimi były. Każdy dzień zaczynałam z nią od tego, że leżałyśmy sobie w łóżku i czytałyśmy takie “zwykłe” książki. Ja trzymałam je przed nami, ona leżała obok mnie (później, jak już umiała, to obie siedziałyśmy), wpatrywała się w ilustracje i słuchała. Tak po prostu. Póki nie zgłodniała 😉
Po drugie dlatego, że czytanie takich “zwykłych” książek przynosi naprawdę dużo korzyści. Jakich?
1. Zwykłe książki dla niemowlaków i ich wpływ na rozwój mowy
Wiadomo, zawsze, kiedy czytamy dziecku, dajemy mu okazję do tego, żeby osłuchiwało się z językiem, z jego intonacją, poznawało słownictwo (na długo przed tym nim samo zacznie mówić). Większość książeczek dla niemowlaków ma jednak to do siebie, że raczej je opowiadamy niż czytamy. Opisujemy dziecku własnymi słowami to, co przedstawiają ilustracje, posługujemy się wyrazami dźwiękonaśladowczymi. Taka “lektura” jest bardzo potrzebna. W ten sposób przykuwamy uwagę dziecka, angażujemy je, zachęcamy do reagowania i powtarzania dźwięków. Mówiąc, posługujemy się jednak zwykle prostszym językiem, powtarzamy wciąż te same słowa, zadajemy podobne pytania. Dlatego fajnie takie “czytanie” uzupełnić tym prawdziwym. Dzięki temu możemy w większym jeszcze stopniu wzbogacać słownictwo dziecka.
2. Trochę inny sposób na budowanie więzi z dzieckiem
Czas spędzony z dzieckiem na czytaniu czy oglądaniu książek jest zawsze bardzo cenny. To taki moment, w którym skupiamy się wyłącznie na dziecku i na wykonywanej wspólnie czynności. Nie ma raczej szansy, żeby przy tym odpisywać na smsa albo słuchać audycji radiowej. Zwykle książki dla niemowlaków są jednak przeznaczone do szczególnego rodzaju lektury: do zabawy, macania, naciskania przycisków, gryzienia i zjadania. Dziecko bawi się książką, a rodzic mu w tym towarzyszy, coś opowiada, pokazuje. Czytanie „literatury bez bajerów” wygląda trochę inaczej. Dziecko skupia się w równym stopniu na książce, co na rodzicu. Wsłuchuje w głos mamy albo taty. To zupełnie inny rodzaj bycia razem. Myślę, że równie dobry. I, że fajnie mieć jak najwięcej różnych sposobów na wspólnie spędzany czas 🙂
3. Zwykłe książki kształtują umiejętność słuchania
Może się wydawać, że nie ma co oczekiwać od małego dziecka, że będzie z uwagą słuchało czytającego rodzica. W końcu jego zdolność koncentracji jest jeszcze bardzo ograniczona. Badania naukowe pokazują, że przedszkolaki są w stanie skupić się na około dziesięć minut. Co dopiero mówić o niemowlaku. Jestem jednak przekonana, że czytanie jest aktywnością wyjątkową, w której dziecko potrafi naprawdę długo uczestniczyć. Ten sam przedszkolak, który ma problem z wykonaniem polecenia, jeśli było ono sformułowane w więcej niż pięciu słowach, może bez problemu wysłuchać historii ciągnącej się przez wiele stron. Pisałam o tym więcej w TYM TEKŚCIE.
Jeśli czytamy dziecku od pierwszych miesięcy, to nasz mały słuchacz dopiero zaczyna poznawać świat. Jego wzrok się rozwija. I nie potrafi się jeszcze sam przemieszczać. Z tych wszystkich powodów samodzielnie nie jest jeszcze w stanie zbyt wielu rzeczy eksplorować. Dużą część dnia spędza na leżąco, w tym samym pomieszczeniu. Dociera do niego ograniczona ilość bodźców. W takich okolicznościach książka z obrazkami pokazywana i czytana przez rodzica to nieprawdopodobna masa atrakcji – istny Disnayland 😉 A kto by chciał wychodzić z Disnaylandu? 😉 Warto wykorzystać ten moment i przyzwyczaić w tym czasie dziecko do „zwykłego” czytania. Wtedy jest duża szansa, że nawet kiedy już będzie chodziło do kina i do wesołego miasteczka, słuchanie czytającego rodzica wciąż będzie dla niego atrakcyjne.
A co jeśli dziecko wcale nie ma ochoty słuchać?
No właśnie. Tak też się zdarza. Nawet bardzo często. Tak jak pisałam na początku – nie każde dziecko połknie od razu bakcyla „zwykłego czytania”. Nie szkodzi. Dajmy mu czas. Zachęcajmy do czytania z pomocą książek „z bajerami”. I od czasu do czasu wracajmy do tych bez bajerów. Bez presji, że musi się udać przeczytać książkę od deski do deski. W końcu i na to przyjdzie czas.
Ja po doświadczeniach z Bobaską myślałam, że z Klopsem też tak sobie będę leżeć i czytać. Na samiuteńkim początku – jak jeszcze byliśmy na etapie obrazków kontrastowych – jakoś to szło. Wtedy zawsze przyłączała się do nas Bobaska 🙂 A potem? Potem, jak kładłam się obok Klopsa z książką, to zupełnie nie patrzył na książkę. Patrzył na mnie i się wdzięczył 😉 A jak już się nauczył siedzieć i raczkować, to w ogóle się odwracał i zajmował innymi sprawami. Ewentualnie złościł, że próbuję przekładać kartka po kartce, a to przecież on chciał trzymać książkę i decydować o tym, co się z nią będzie działo. Nie muszę chyba dodawać, że tego, co usiłowałam czytać, w ogóle nie słuchał. Trudno. Od czasu do czasu próbowałam, widział jak czytałam Bobasce. Zainteresował się książeczkami z ruchomymi obrazkami. A ostatecznie pokochał wszystkie książki tak samo mocno jak jego siostra 🙂 Choć wciąż nie czytamy ich od deski do deski.
Najlepsze książki bez bajerów dla niemowlaków
Wiecie już, dlaczego warto dziecku czytać te „zwykłe” książki. To teraz pytanie, które z nich są najfajniejsze 🙂 Jak już pisałam – z Bobaską czytałyśmy przede wszystkim takie tytuły i robiłyśmy to codziennie. Trzeba ich więc było trochę mieć, bo o ile ona mogłaby słuchać wciąż tego samego, o tyle mi się po jakimś czasie nudziło 😉 Mamy więc sporo hitów tego rodzaju.
Po pierwsze: wiersze
To wybór najbardziej oczywisty i, jak wiele oczywistości, najlepszy 🙂 Jeśli chcesz niemowlakowi po prostu czytać, nic chyba nie sprawdzi się tak dobrze jak wierszyki i wyliczanki. Dlatego, że mają rytm i rymy – a to jeszcze bardziej sprzyja osłuchiwaniu z językiem. I dlatego, że czyta się je lekko, a czytane sto razy w każdym tygodniu nie nudzą się tak bardzo jak proza. Poza tym, jest duża szansa, że już znasz je na pamięć, a jak nie, to szybko zapamiętasz. Wobec tego możesz je dziecku recytować również wtedy, kiedy nie siedzicie z książką. Na spacerze, w czasie zabawy. Najlepiej wtedy, kiedy pasują do sytuacji. Możesz, na przykład, deklamować Lokomotywę spacerując w pobliżu stacji kolejowej 😉 To ułatwia dziecku rozumienie tekstu, bo buduje szerszy kontekst językowy.
Różnego typu rymowanki łatwiej niż inne teksty zapisują się też w pamięci dziecka. A to daje nam jeszcze większe pole do popisu 😉 Im szybciej zaczniemy czytać wiersze, tym większa szansa, że jak tylko dziecko zacznie mówić, będziemy mogli zrobić z tego użytek. Bobaska miała niespełna dwa lata, jak nagrałyśmy przedstawienie kukiełkowe Na straganie, w którym większość kwestii należała do niej. W kąpieli zdarzało nam się, z pomocą gumowych zabawek, odgrywać role hipopotama i żaby. Takie zabawy bardzo sprzyjają rozwojowi kompetencji językowych i szerzej rozumianych komunikacyjnych. W tym roku, chodząc po górach, trzyletnia Bobaska wymyślała sama wierszyki i piosenki:) W każdym wersie zgadzała się liczba sylab. Jak się domyślacie, nie ma jeszcze pojęcia, co to jest sylaba ani, że można je liczyć. W przedszkolu z łatwością odnalazła się we wspólnych zabawach, w których dzieciaki wcielają się w najróżniejsze postacie. Myślę, że nasze wierszowane aktywności były pierwszym przygotowaniem do tego 🙂
Jakie wiersze czytać?
Moim zdaniem przede wszystkim klasyki. Dlaczego? Bo są świetne. Nie znam lepszych autorów poezji dziecięcej niż Brzechwa i Tuwim. Poza tym twórczość Tuwima, Brzechwy i Marii Konopnickiej to ważna część polskiego dorobku literackiego i choćby z tego powodu warto ją dziecku pokazać.
Książki dla niemowlaków powinny być raczej krótkie i mieć niewiele tekstu na stronie. Wtedy obrazki pokazywane dziecku szybko się zmieniają i mały czytelnik się nie nudzi. Zdecydowanie lepszym pomysłem niż całe zbiory poezji dziecięcej będą książeczki z pojedynczymi wierszami. My korzystaliśmy przede wszystkim z takich mini-książeczek z serii Klasyka Wierszyka wydawnictwa Liwona i serii Biblioteczka Niedźwiedzia Wydawnictwa Olejsiuk. Książeczki wyglądają tak:
Nie są to dzieła sztuki. W moim odczuciu ilustracje w ogóle nie są ładne. Można na pewno znaleźć inne podobne wydania. Pamiętajcie jednak, że warto przy pierwszych czytelniczych doświadczeniach podążać za upodobaniami dziecka. Nie ma sensu na siłę podtykać mu książek, które my uważamy za piękne. Po pierwsze dlatego, że celem jest przede wszystkim to, żeby dziecko chciało czytać. A pod drugie dlatego, że niemowlak widzi zupełnie inaczej niż my. Nasza Bobaska uwielbiała te ksiażeczki. Chciała ich słuchać wciąż od początku, potem tysiące razy oglądała je sama. To dzięki tym książeczkom znała na pamięć Stefka Burczymuchę, Lenia czy właśnie Na straganie.
Nie tylko Brzechwa i Tuwim
Oprócz klasyków dziecięcej poezji można znaleźć masę innych mini-książeczek z pojedynczymi wierszami. Z Tuwimem i Brzechwą nic, oczywiście, nie może się równać. Jeśli jednak macie dość czytania wciąż tych samych wierszyków, które w dodatku wałkowaliście już w swoim własnym dzieciństwie, to coś można wybrać 🙂 Sympatią Bobaski (Klopsa też, ale już po 12 miesiącu) cieszyły się książeczki z tekstami Bogusława Michalca wydawane przez Wydawnictwo Aksjomat. Aksjomat ma w swojej ofercie też wierszyki Tuwima. Książeczki tego wydawnictwa wyglądają tak:
Bobaska uwielbiała też, kupowane przez babcię w Pepco, książeczki wydawnictwa Wilga z wierszykami Urszuli Kozłowskiej o zwierzętach. Wiersze są różne. Niektóre spoko, inne słabsze. Wszystkie jednak były hitami dla mojej małej czytelniczki. Wertowałyśmy je na okrągło. Bardzo długo. Do tej pory pamięta spore fragmenty tych rymowanek.
Są też książki z wierszykami, które zarówno pod względem treści, jak i ilustracji, podobają się całej naszej trójce. Taka jest seria o Kreciku Wydawnictwa Bajka. Seria składa się z czterech części, każda odpowiada jednej porze roku. Książeczki są malutkie, tekstu na stronie niewiele. A ilustracje te same co w dobranocce, którą oglądałam w dzieciństwie, tylko trochę odświeżone. W dodatku przygody krecika i sikoreczki za każdym razem niosą też ze sobą jakąś dawkę wiedzy. A to o tym, skąd się bierze śnieg, a to o tym, że gąsienice zamieniają się w motyle. I zawsze jest morał. Co prawda morał i wiedza przyrodnicza to raczej walory w przypadku czytelników odrobinkę starszych niż 12 miesięcy, ale spokojnie można zacząć czytać te książeczki już niemowlakom. Krecik jest ekstra 🙂 Zobaczcie sami:


Po drugie: nieskomplikowane ilustracje
Drugim, obok wierszyków, typem „zwykłych” książek odpowiednich już dla niemowlaków są najprostsze książki obrazkowe. Najprostsze, czyli takie, gdzie na każdej stronie jest jeden lub kilka obrazków. Na jednolitym tle, bez drugiego planu. Dlaczego takie? Bo takie ilustracje są dobrze widoczne dla niemowlaka. W pierwszych miesiącach życia dziecko widzi tylko niektóre barwy. Ostrość wzroku podobną do dorosłego osiąga dopiero około 12 miesiąca. Dlatego lubi obrazki, które mają wyraźne kontury i kontrastowe kolory. Piękne rozbudowane i pełne szczegółów ilustracje w pastelowych barwach to zdecydowanie nie ten etap.
Tego typu książki dla niemowlaków to najczęściej różne słowniczki obrazkowe i encyklopedie dla najmłodszych. Uczą pierwszych nazw zwierząt, kolorów czy pojazdów. Troszkę inną, a bardzo ciekawą propozycją są książeczki Twarze-emocje i Twarze-dzieci od wydawnictwa Tekturka. My korzystaliśmy z Klopsem z pierwszej z nich. Wygląda tak:


Książeczki powstały w oparciu o badania psychologiczne, które pokazują, że maluchy najchętniej skupiają swoją uwagę właśnie na ludzkich twarzach. Uczą się też dzięki nim rozpoznawania emocji. Wadą tych publikacji jest to, że są bardzo cienkie. Jest w nich po prostu za mało twarzy 😉 Zainspirowana nimi, planowałam wywołać w dużych formatach nasze portrety. Grześka, moje, dzieciaków, dziadków. Najlepiej z różnymi minami. Ostatecznie tego nie zrobiłam, bo się nie mogłam zebrać. Piszę o tym, bo wciąż uważam, że to bardzo dobry pomysł 🙂 Może Wy go nie przegapicie? 🙂
Jeśli lubicie Bardzo głodną gąsienicę, to bardzo polecam też inne książki z ilustracjami Erica Carla. Ze względu na intensywne kolory, brak drugiego planu i proste, powtarzalne teksty, sprawdzą się świetnie jako lektura dla dzieci już w pierwszym roku życia. My mamy angielskie wersje:



W Polsce książki ilustrowane przez Carla wydaje Wydawnictwo Tatarak. Można je kupić choćby na stronie Natuli.
Naszą ulubioną książką tego typu jest jednak Przed moim domem Marianne Dubuc wydana przez Dwie Siostry. Opowiada o masie różnych rzeczy, które są jakoś usytuowane względem innych. Często w bardzo zaskakujący i zabawny sposób. Na każdej stronie jest obrazek i początek zdania, a na kolejnej koniec tego zdania wraz z brakującym obrazkiem. Na przykład tak:


Książka jest ekstra. Oba nasze Bobasy wracały do niej wiele razy. Po kilku, Bobaska sama zaczęła ją bratu „czytać”.
Po trzecie: pierwsze książki aktywnościowe
Książeczki aktywnościowe czyli takie, których treść skłania małego czytelnika do wykonywania różnych poleceń. Dziecko naciska kolorowe kropki, drapie króliczka po uszku albo daje buziaka królewiczowi zmienionemu w żabę. Takie książki są super, bo bardzo angażują małego czytelnika. Wydaje mi się jednak, że większość z nich najlepiej sprawdza się jako lektura dla dzieci delikatnie powyżej roku. Z tego powodu napiszę o nich więcej w kolejnym wpisie o książkowych hitach. Zdarzają się jednak i takie tytuły, które nadają się już dla maluchów w pierwszym roku życia.
Naszym hitem na tym etapie była książka Jest tam kto? Anny-Clary Tidholm wydana przez Zakamarki. Bobaska mogła ją oglądać na okrągło. Mało tego: jeszcze i teraz zdarza jej się poprosić, żebyśmy ją poczytały. Autorka książki oprowadza nas po małym domku z niebieskimi drzwiami. Pokazuje, co kryje się w każdym z pokojów. A każdy z nich oddzielony jest od kolejnego drzwiami w innym kolorze. Strona z obrazkiem przedstawiającym pokój jest zawsze poprzedzona stroną z drzwiami, w które należy zapukać. Zobaczcie:
Prostota tej książki polega właśnie na tym, że mamy do czynienia wciąż z tym samym poleceniem. Dziecko na każdej stronie z drzwiami robi „puk puk puk”. Jak zaczynaliśmy tę lekturę z Bobaską, była jeszcze na tyle mała, że to pukanie to było mocno nieporadne klepanie stron otwartą łapką 😉 Było to jednak zarazem wystarczająco proste, żeby dała radę i wystarczająco ciekawe, żeby się w ogóle nie nudziło 🙂
Jest tam kto? jest częścią serii. Klops dostał jeszcze Gdzie idziemy?. To właściwie nie jest książka aktywnościowa, bo nie ma poleceń w jej tekście, ale można ją czytać jak aktywnościową. Zamiast drzwi na co drugiej stronie jest obrazek z drogę. Staraliśmy się ćwiczyć na nich „tup tup tup”. To było trochę trudniejsze manualnie, ale „tup tup” jako część słownika naszego Klopsa zostało bardzo szybko opanowane 🙂 Tak wyglądają okładki obu książeczek:

Po czwarte: wszystko, co działa 🙂
W tym i dwóch poprzednich wpisach pokazałam Wam przeróżne typowe książki dla niemowlaków. Pisałam, co maluch w tym wieku widzi, jakie są jego potrzeby i możliwości poznawcze oraz, jak na nie odpowiadać. Było o tym, w jaki sposób określone tytuły stymulują wzrok i wpływają pozytywnie na rozwój dziecka. To wszystko jednak teoria. Oprócz tego jest jeszcze to, co sami zaobserwujecie.
Pisałam wcześniej, że Klops przez pierwszy rok życia nie był szczególnie zainteresowany „zwykłymi książkami”. Podobały mu się przede wszystkim takie, w których coś się ruszało, przesuwało, otwierało – z czym dało się w jakiś sposób pokombinować. Był wyjątek. Książka, którą już wcześniej, w swoim niemowlęctwie, bardzo lubiła Bobaska. Ta książka to A każdy widział kota Brendana Wenzela od wydawnictwa Amber. W teorii nie spełnia za bardzo warunków bycia lekturą dopasowaną specjalnie do potrzeb dziecka poniżej roku. Nie dość, że nie ma bajerów, to w dodatku ilustracje wcale nie są takie super-proste i wyraźne. Nie są namalowane wyłącznie za pomocą kolorów podstawowych. Przeciwnie, są bardzo barwne. Brak też wyrazów dźwiękonaśladowczych czy rymów.
A jednak książka bardzo przykuwała uwagę obydwojga naszych dzieci. I obydwojgu wielokrotnie ją czytałam, nie zważając na to, co na ten temat mówią badania o rozwoju poznawczym dziecka. Was też zachęcam do tego, żeby czytać dzieciom to, co „działa”. To nie muszą być wcale typowe książki dla niemowlaków. Jeśli dziecko jest zainteresowane i gotowe skupić na czymś uwagę, to super 🙂 Najważniejsze jest przecież to, żeby zobaczyło, że czytanie jest fajne. I, żeby to był dla Was przyjemny czasem spędzany razem.
A każdy widział kota, choć nie wpisuje się w klasyczne książki dla niemowlaków, jest niewątpliwie jednym z naszych hitów z tego okresu życia dzieciaków. Dlatego piszę o niej w tym wpisie. Nadaje się jednak też dla znacznie starszych dzieci. Z tymi, które już bardziej ogarniają, może posłużyć jako doskonała podstawa do filozoficznej rozmowy o relatywizmie. Bardzo polecam 🙂 Wygląda tak:




Badania badaniami…
To Wy spędzacie najwięcej czasu ze swoim dzieckiem, najlepiej je znacie i macie szansę wyczuć, co mu się podoba. Będziecie widzieć, czy wspólne czytanie sprawia mu radość, czy je nudzi. Starajcie się jak najczęściej proponować mu wspólną lekturę. I bądźcie otwarci na jego czytelnicze preferencje. Na pewno szybko zorientujecie się, które książki sprawdzają się najlepiej. I, w jaki sposób je „czytać”. Może Wasze dziecko jest takim małym uważnym słuchaczem jak moja Bobaska. A może, jak Klops, woli zacząć od samodzielnego organoleptycznego rozpoznania terenu, żeby dopiero za kilka czy kilkanaście miesięcy dać się przekonać do wspólnej lektury. Żadne badanie nie odpowie Wam na to pytanie. To sami najlepiej ocenicie.
Macie już za sobą pierwsze lektury ze swoim dzieckiem? Korzystaliście z któregoś z naszych hitów? Które książki dla niemowlaków się u Was sprawdzały, a które kompletnie nie?