filozofia dla dzieci, rodzicielstwo

Kocham Cię, kochanie moje… czyli jak nie rozmawiać o miłości

jak rozmawiać o miłości

Rozmawiacie z dziećmi o miłości? A jeśli tak, to w jaki sposób? Filozofujecie na ten temat? Odwołujecie się do literatury? I czy potrafilibyście powiedzieć, czym właściwie miłość jest dla Was? Dziś napiszę o tym, czym na pewno nie jest. I czego nie należy, w moim przekonaniu, mówić o niej dzieciom.

Porozmawiajmy o uczuciach

Do przedszkola naszej Bobaski będzie przychodzić pani psycholog. Po to, żeby obserwować relacje między dziećmi i to, jak się odnajdują i zachowują w grupie. Będzie też rozmawiać z nimi o uczuciach. Coraz więcej mówi się dziś z dziećmi na ten temat. Powstaje mnóstwo książek o uczuciach – dla dzieci z różnych grup wiekowych, począwszy od tych najmłodszych. Wymienia się tam takie rzeczy jak: radość, smutek, wstyd, zazdrość, strach, często także miłość. Wszystko to po to, żeby dzieci nauczyły się rozpoznawać emocje – własne i cudze. I, przede wszystkim, żeby potrafiły sobie z nimi radzić. Także z tymi trudnymi. Psychologowie i panie przedszkolanki robią w tym obszarze świetną robotę. A sami rodzice uczą się akceptować emocje swoich dzieci.

Uważam, że ten pomysł z panią psycholog jest super. I zdecydowanie jestem za tym, żeby z dziećmi rozmawiać o uczuciach – także w domu. I żeby traktować je zarazem z wyrozumiałością, jak i poważnie. Warto rozmawiać z dziećmi o wszystkim, co ważne w ich życiu. O tym, dlaczego i, jak to robić pisałam TUTAJ. Warto jednak uważać na to, co konkretnie się mówi. I nie wrzucać zbyt wielu zjawisk do tego samego worka.

Psychologia rozróżnia pojęcia „uczucia” i „emocje”. Nie znajduje to jednak odzwierciedlenia w literauturze dziecięcej, gdzie używa się tych terminów zamiennie. Dla sensu tego tekstu też nie ma to większego znaczenia. To, co będę pisać poniżej odnosi się zarówno do emocji, jak i do uczuć.

Czego o miłości nauczyłam się w szkole

Pamiętam, jak rozmawialiśmy o miłości na zajęciach z liceum. Nie jestem pewna, czy to było na filozofii, czy na religii, bo oba przedmioty do pewnego momentu prowadził ten sam nauczyciel. Potem na religii zastąpiono go panią katechetką, która skrupulatnie realizowała program i zrobiło się mniej ciekawie. To tak naprawdę nie jest istotne, czy to była religia czy filozofia, bo w kwestii o której chcę powiedzieć, Kościół mówi to samo, co najwięksi myśliciele. Lekcja zaczęła się od pokazania, z czym miłość często bywa mylona, choć wcale tym nie jest. Tym, co zapamiętałam najlepiej – bo wydawało mi się najmniej oczywiste – była teza, że miłość nie jest uczuciem. Owszem, wiąże się z bardzo silnymi uczuciami, ale sama jest czymś znacznie więcej.

Istnieje wiele różnych rodzajów miłości. Grecy określali je jako Eros (miłość erotyczna), Philia (miłość łącząca przyjaciół), Storage (miłość łącząca osoby w rodzinie, oparta na przywiązaniu) i Agape (w łacinie określana jako Caritas – miłość bezwarunkowa, altruistyczna). Każdy z nich wiąże się z innymi emocjami. I żaden się wyłącznie do emocji nie sprowadza. Czym się w takim razie różni miłość od uczucia? I dlaczego to jest takie istotne?

Czym się różni miłość od uczuć

Istnieje wiele istotnych różnic pomiędzy miłością a uczuciem zakochania czy jakimkolwiek innym. Ważne, żeby zdawać sobie z tego sprawę – także wtedy, kiedy rozmawiamy na ten temat z dzieckiem. Bo to, co myślimy o miłości, może wpływać na to, jak traktujemy osoby, z którymi jesteśmy w bliskich relacjach. Spróbuję Wam pokazać najważniejsze różnice:

1. Uczucia są czymś subiektywnym, a miłość jest relacją łączącą osoby

To jest tak naprawdę kluczowa, metafizyczna różnica, z której wynikają wszystkie pozostałe. Uczucia są zwykle wywoływane określonymi zdarzeniami w świecie, ale same w sobie nie istnieją w świecie, ale w mojej psychice. Co więcej, zdarza się, że ich źródła nie do końca są obiektywne, ale wywoływane przez mój subiektywny stan psychiczny i cechy osobowości. Jeśli jestem osobą nieśmiałą, to z dużym prawdopodobieństwem będę czuć się zawstydzona w wielu sytuacjach, gdy tak naprawdę nie ma się czego wstydzić. Jak jestem przemęczona, to łatwo mnie wyprowadzić z równowagi – choćby nawet czyjeś zachowanie wcale nie zasługiwało na wybuch złości. A jak mi skaczą hormony, to może się zdarzyć, że sie rozpłaczę z byle powodu. Tymczasem miłość, o ile mnie z kimś łączy, to istnieje także wtedy, kiedy akurat jestem w złym humorze i nie mam ochoty z tą osobą rozmawiać.

2. Uczucia są przemijające, a miłość jest czymś znacznie trwalszym

Uczucia mają to do siebie, że się pojawiają i znikają. Czasem narastają stopniowo. Zdarza się, że towarzyszą komuś bardzo długo – jak smutek osobie w depresji. O ile jednak mój stan psychiczny można zakwalifikować jako zdrowy, to będę zdolna do odczuwania masy różnych uczuć, każdego dnia. Mogę być wzruszona czymś, co zrobił mój partner, a tego samego dnia być na niego wściekła. Z miłością jest inaczej. Ona nie znika i nie pojawia się kilka razy dziennie. Nie tak łatwo ją wywołać i nie tak łatwo ją zepsuć. Czasem wydaje się, że w ogóle nie sposób jej zniszczyć – jak w przypadku miłości matki do dziecka.

3. Uczucia są tylko potrzebne, a miłość ma wyższą wartość

Bardzo często spotykam się ze stwierdzeniem, że nie ma złych emocji. Są jedynie trudne. W pewnym sensie to prawda – każde emocje są potrzebne, bo są jakimś sygnałem dla nas. A jednak nadmierna ich eskalacja może być czymś złym. Tak bywa ze złością, z którą nie możemy sobie poradzić. Zazdrością, która pcha nas do tego, żeby komuś szkodzić. Ze strachem, który nas paraliżuje. Nawet w przypadku tych fajnych i przyjemnych uczuć ich nadmiar może nam szkodzić. Euforia może prowadzić do zupełnie głupich czynów i decyzji. Poczucie dumy do tego, że przestajemy widzieć innych. Krótko mówiąc, emocje i uczucia mogą mieć siłę destrukcyjną. Dzieje się tak wtedy, kiedy nie mamy nad nimi kontroli. W przeciwieństwie do tego miłość zawsze buduje. Nawet wtedy, gdy bywa nieudolna.

4. Uczucia należy kontrolować, a o miłość dbać

Uczucia mogą, ale nie muszą pchać nas do określonych czynów. W przypadku niektórych z nich – tych, które w negatywny sposób usposabiają nas do innych osób lepiej, żeby tego za często nie robiły. Nie jest dobrze, kiedy naszym postępowaniem kieruje nieustannie zazdrość czy gniew. Warto raczej nauczyć się nad tymi uczuciami panować czy też je wyciszać. Tymczasem miłość powinna nieść ze sobą określoną postawę i być nieustannie potwierdzana przez nasze czyny. Jeśli twierdzę, że kogoś kocham, to moje zachowanie ma tej osobie o tym przypominać. Bo miłość, choć znacznie trwalsza od uczuć, wymaga troski.

Czy to jest ważne?

Po przeczytaniu poprzedniej części tekstu możecie sobie myśleć: po co mi to wszystko? Po co bawić się w metafizykę, skoro cel rozmawiania z dziećmi o uczuciach i miłości jest ten sam? Bo przecież chodzi o to, żeby im – po pierwsze – uzmysłowić, że w ogóle istnieje coś takiego jak smutek, radość, zazdrość, strach czy właśnie miłość. A po drugie pomóc zrozumieć, że każdy człowiek przeżywa określone emocje, które można nazwać, opisać, wyrazić mimiką i gestami, że niektóre z nich są przyjemne, a inne trudne. I, że z tymi trudniejszymi można w określony sposób pracować.

To wszystko prawda. Tak samo jak to, że z miłością wiąże się mnóstwo silnych emocji. A jednak uważam, że rozróżnienie pomiędzy miłością a uczuciami jest konieczne, także w rozmowach z dzieckiem. Po pierwsze ze względów wychowawczych. Bo postrzeganie miłości jako czegoś równie ulotnego jak uczucie, czyli mylenie jej z zakochaniem, może skutkować w przyszłości mało poważnym podejściem do tematu. Rodzić postawę osoby, która zmienia obiekt „miłości” pięć razy do roku i wycofuje się ze związku, gdy tylko pojawiają się trudności. Jest to tak samo niebezpieczne jak myślenie, że miłość w ogóle radzi sobie bez uczuć –  że uczucia to tylko taki luksusowy dodatek. W tym drugim przypadku lądujemy jako osoba, która swój związek czy rodzicielstwo traktuje jako nieuchronny znój. I uważa, że to całkiem naturalne – w końcu nikt nie mówił, że będzie łatwo.

Dlaczego lepiej nie mówić o miłości jako jednym z uczuć

Drugi powód jest taki, że określenie miłości mianem uczucia może wcale nie pomóc, ale przeciwnie – utrudnić radzenie sobie z pewnymi emocjami. Dziecko, któremu wpaja się, że miłość jest czymś takim jak zazdrość, strach czy radość, może czuć się w trudnych sytuacjach jeszcze bardziej zagubione. Może być mu też trudniej kontrolować własne emocje. A także identyfikować cudze. I rozumieć zachowania drugiej osoby.

Postrzeganie miłości jako uczucia:

a) rodzi przekonanie, że jest ona czymś nietrwałym

Co może mieć w głowie dziecko, dla którego miłość to coś takiego samego jak radość czy smutek, które pojawiają się i znikają? Że nie ma gwarancji, że mama czy tata będą je zawsze kochać. Jak rodzic się złości, jest zniecierpliwiony albo na coś nie pozwala, to może już nie kocha? A może dziś nie kocha?

b) skłania do przypuszczenia, że miłość wywoływana jest przez jakiś konkretny czynnik i trzeba na nią zasłużyć

Złość czy strach pojawiają się najczęściej jako bezpośrednia reakcja na coś. Tak samo radość, duma czy uczucie wdzięczności. Cieszę się, bo moje dziecko dobrze się bawi. Jestem mu wdzięczna, bo namalowało mi piękne kwiaty albo pomogło zająć się młodszym bratem. Jeśli z miłością miałoby być tak samo, to w pewnym sensie należałoby na nią zasłużyć. Jaki to komunikat dla dziecka? Że jak nie namaluje tych kwiatów, nie zajmie się bratem i będzie w ogóle miało słaby dzień, to rodzic nie będzie miał powodu, by je kochać.

c) nie uczy, że osoby i relacje są ważniejsze niż uczucia

Emocje wywołują pewne nasze reakcje automatycznie. Tymczasem to, co robimy ze względu na miłość nie zawsze jest spontaniczne, a często wymaga od nas nawet pewnego przełamania się. Myślę, że każdy rodzic doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Są setki sytuacji, kiedy ma się ochotę wrzasnąć, odwrócić na pięcie, wyjść i trzasnąć drzwiami. A jednak tego nie robimy. A przynajmniej nie w każdym przypadku 😉 Powściągamy swoje emocje po to, żeby dbać o drugą osobę. Czyli z miłości właśnie. Która w najtrudniejszych chwilach największego zniechęcenia i niedospania nie ma nic wspólnego z euforią, entuzjazmem i niepohamowaną chęcią kontaktu z drugą osobą.

Trudno, oczywiście, oczekiwać od dziecka – zwłaszcza małego, że będzie nas pod tym względem naśladować. Nikt chyba nie spodziewa się, że wkurzony trzylatek wytłumaczy sobie, że jego złość może zranić rodzica, więc tym razem nie zrobi afery tylko grzecznie usiądzie i spokojnie omówi, co mu się nie podoba i dlaczego. Można jednak małymi kroczkami uczyć dzieci panowania nad emocjami – także ze względu na dobro innych. I można im pokazywać, że to, na co mamy ochotę, a nawet to, jak się w danym momencie czujemy jest po prostu mniej ważne niż relacja, która nas łączy. I dlatego czasem decydujemy się pogadać, choć nie jest to dla nas przyjemność. 

Jak w takim razie rozmawiać o miłości

Jak w takim razie rozmawiać z dzieckiem o miłości? Skoro nie traktować jej jako jedno z uczuć, to co mówić? Przede wszystkim to, że miłość to jest coś ogromnie ważnego, strasznie fajnego i że to nie jest coś mojego albo Twojego, tylko coś, co nas łączy. Nie zależy od mojego nastroju. Nie znika, kiedy się złoszczę. Ani wtedy, kiedy nie jesteśmy obok siebie. Że jeśli ktoś nas kocha, to nie przestanie tylko dlatego, że coś zrobiliśmy źle. A jednocześnie – że kiedy tylko to możliwe i mamy na to ochotę, warto ją okazywać. Dobrze sobie nawzajem o niej przypominać. Przytulasami, słowami, małymi gestami. Bo tak się o nią dba – dbając jednocześnie o drugą osobę.

Można rozmawiać o tym, że miłość to nie tylko przyjemne uczucia, które nam towarzyszą, kiedy jesteśmy blisko kochanej osoby. Może się ona wiązać również z trudnymi emocjami, jak zazdrość, tęsknota czy lęk. I dlatego rodzice bywają źli albo przygnębieni z powodu czegoś, co robią ich dzieci – bo się o nie martwią. Starszakom dobrze pokazywać także to, że miłość nakłada na nas pewne obowiązki.

Można rozmawiać z dziećmi o tym, że są różne rodzaje miłości i, że w różny sposób kochamy poszczególne osoby. I te różne miłości ze sobą nie rywalizują. To, że pojawia się nowe dziecko w rodzinie nie oznacza, że starsze będzie teraz kochane mniej. Tak samo jak to, że mama z tatą chcą wyjść gdzieś sami. 

A co Wy myślicie?

Jestem przekonana, że mówienie o miłości w taki sposób pomaga dziecku czuć się bezpiecznie i radzić sobie z trudnymi emocjami bardziej niż wrzucanie jej do kategorii „uczucia”. A dodatkowo pomaga kształtować poważną, odważną i odpowiedzialną postawę wobec relacji międzyludzkich.

A moja ulubiona książka o miłości dla dzieci, którą bardzo gorąco Wam polecam to bardzo popularna Miłość duetu Astrid Desbordes i Pauline Martin. Znajdziecie ją TUTAJ.

Zastanawialiście się, jak rozmawiać z dzieckiem o miłości? Czy to dla Was trudny temat? Czy macie wrażenie, że to się jakoś przekłada na to, jak dziecko radzi sobie z sytuacjami takimi jak pojawienie się rodzeństwa albo rozłąka?

A może znacie jakieś inne książki dla dzieci, które w fajny sposób pokazują temat? Jak tak, to napiszcie koniecznie w komentarzach!

Ps. Dla jasności dodam jeszcze, że tytuł wpisu nie ma sugerować, że nie powinno się mówić o miłości tak jak to robiła Kora 😉 Teksty Kory to moim zdaniem mistrzostwo świata, Maanam razem z Nalepą i Breakoutem oraz Czesławem Niemenem stanowi moją absolutną czołówkę polskich muzyków. A kawałek Kocham Cię, kochanie moje to jeden z moich ulubionych 🙂

fot. Jakub Romanowicz

Tagged , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments